Ambroży okazał się dobrym mężem . Wreszcie po tylu latach poniewierki byłam gospodynią .
No może tylko domową bo ziemi było tylko skrawek lecz jednak .Dalej pomagałam ciotce
i pracowałam we dworze .Ambroży robił ciesielkę i żyło nam się skromnie ale dostatnio.
Każdy grosz odkładaliśmy na wiano dla dwóch córek Ambrożego. Mikołaj  tylko nie miał
miru u Ambrożego , zawsze coś było źle .Ledwo skończył dziesięć lat mąż na służbę posłał go.
   -A niech uczy się roboty , na razie przy pasaniu .
I poszedł  ,na sąsiednią wieś i uciekał do mnie albo do ciotki .Dostawał lanie i wracał .
Aż przyzwyczaił się i bywało , że i pół roku nie widziałam go .
   W niedługim czasie urodziłam Zosię . W mojego jakby piorun trzasł, wszystko było dla niej .
Kołyskę pięknie wyrychtował a koniki do zabawy i inne zwierzątka strugał całe wieczory.
Z każdego odpustu , z każdego jarmarku dla niej gościniec był . Koso na to córki z pierwszej 
żony na to patrzyły , tym bardziej że wiana po umniejszał :
  -Adyć przecie , tera na trzy dzielić trzeba .
Zośka rosła na schwał ,piękne lico i ładny ubiór przyciągały wzrok chłopców .Wyrastała na
pannę .Ledwo trzynaście lat skończyła jak dopadło nas nieszczęście . Ambroży ścinał w lesie
starego dęba i legł pod nim przywalony .
   Nie otrząsnęłam się jeszcze po pogrzebie jak przyszły dzieci Ambrożego pytać , kiedy 
z chałupy ustąpię . 
-Nasza jest po matce , to wy innego kąta se szukajta.
Na nic błagania i zaklinania , precz iść kazali. Ciotka już nie żyła ,to i tam ratunku
znaleźć nie mogłam .I cóż było robić . Trochę grosza miałam ,to trzeba ciągnąć do swoich .
Mikołaj też chciał z nami wracać . Jechaliśmy pociągiem do Garwolina a później pieszo
pod Łaskarzew  do brata. Biednie tu było ale przynajmniej dach nad głową był , za który 
płacić nam przyszło. Pieniądze ,przecie niewielkie topniały w oczach.
Mikołaj znalazł szybko parobkowanie  a o Zośkę pytała Niemka z Powiśla na wildzkim odpuście
na Przemienienie Pańskie  .Zośka  poszła do służby na Matki Bożej Siewnej.
   -Oj krzywdowała sobie początkiem Zośka .Niemka do roboty goniła  ją, nie więcej niż swoje 
córki ale Zośka nie zwyczajna , to i trudno jej było .Teraz jest rada ze służby a i Niemka
też zadowolona .W zeszłym roku rozmawiałam z panią Kutz ,chwaliła Zochę i obiecała ,
że da plac pod domek jak po formie za mąż wyjdzie. Już cztery lata u Niemców robi.
  Pieniądze skończyły się i bratowa bardzo mi dokuczała . Cóż było robić, tylko służby szukać .
Nie było to łatwym zadaniem , czas wojenny nastał (1939r.) i nawet młodym ciężko znaleźć
robotę. Sześćdziesiątki dobiegam  a takiej starej nikt nie chce. Zaczepiłam się u Jana.
Myślę , że przyszłości tu nie ma...
   Wspomnienia przerwał głos Jana.
-A nie dosyć już krowie tego pasania , przyszła by do doma mnie polewkę zgotować .
                                                                     c.d.n.
P.s.   
 
  
 A chciały to niech pretensji nie maja , że nie takie.
,